Wakacje to cudowny czas. Słońce, pieszczota wiatru na skórze, zapach gorącego piasku i słonej morskiej wody. Nie wyobrażam sobie wakacji inaczej, niż nad morzem, najlepiej nad jakimś ciepłym morzem. Południe Europy to minimum, ale może warto byłoby pomyśleć o jakimś miejscu położonym nieco dalej? Afryka? Ameryka Południowa?… Wiem – Karaiby!
Na rejs, płyniemy na rejs!
Z czym kojarzą wam się Karaiby? Ze słońcem i palmami? Z błękitem otwartych akwenów? A może z piratami? Zaledwie trzysta lat temu na tych wodach straszył Czarnobrody i Kapitan Flint. A teraz, komu nie marzy się wciągnąć czarną banderę na maszt, założyć przepaskę na oko i ruszać do morskiej bitwy? Oczywiście teraz to tylko zabawa, wspomnienie egzotycznych i może trochę romantycznych dawnych dni. W dzisiejszych czasach rejsy na Karaibach mogą przybierać taki egzotyczny charakter dla turystów, którzy są nimi zainteresowani. Ale nie tylko. Są przecież wśród nas i tacy, którzy chcą zwyczajnie odpocząć, poopalać się na pokładzie statku, gdy bryza głaszcze po twarzy, podziwiać niesamowite widoki, których nie doświadczy się na lądzie, patrzeć jak dziób statku tnie fale, pozwolić by wiatr igrał w naszych włosach. I dla nich znajdą się morskie wycieczki dające satysfakcję i radość. Sam rejs pomiędzy Arubą, Haiti i Martyniką – dla przykładu – to niesamowite przeżycie i okazja do naładowania baterii na cały rok.
Bo przecież zimy w naszym klimacie, tak odległym od cudownych Karaibów, są długie i mroczne. Potrzebujemy barwnych wspomnień ze słonecznego lata, najlepiej dodatkowo potwierdzonych zdjęciami, na których intensywny błękit wody sięga horyzontu, a nasze uśmiechnięte twarze, ocienione słomkowymi kapeluszami zdają się mówić Karaibskim wyspom: “wrócę tu znów za rok”.